Zobacz fotorelację >> |
Poznaliśmy
się z moją żoną Elżbietą latem 1969 roku podczas obozu
harcerskiego w Soszycy koło Bytowa. Coś między nami wówczas
zaiskrzyło. Ale po powrocie z obozu, każde z nas jeszcze wyjechało
w inne miejsca. Byliśmy wówczas bardzo młodzi i jak się okazało
nasza obozowa znajomość nie przetrwała próby czasu. Pozostaliśmy
jednak w harcerstwie i w grudniu 1970 roku każde z nas z osobna
podjęło decyzję o wyjeździe na zimowisko organizowane przez
Hufiec ZHP Gdańsk-Oliwa w Złotym Stoku. Spotkaliśmy się więc
ponownie, ale dla mnie wówczas ważniejsze były narty, na które
chodziłem codziennie korzystając z wyciągu na pobliskim stoku
narciarskim. Po zimowisku rozjechaliśmy się do swoich domów, nie
kontynuując znajomości z zimowiska. Ale jak się okazało
przeznaczenie jednak istnieje. W 1974 roku, gdy latem jeździłem do
pracy na Przymorze tramwajem, tym samym tramwajem dojeżdżała do
swojej sezonowej pracy Elżbieta – wówczas studentka UG. Wtedy
spotkaliśmy się po raz trzeci. I tym razem nie było to ostatnie
spotkanie, a w lipcu 1975 roku wzięliśmy ślub.
Gdy
więc 17 czerwca przyjechaliśmy do Polanicy musieliśmy pojechać do
Złotego Stoku, odległego o ok. 30 km. Pojechaliśmy w niedzielę,
ale dopiero około 2-giej po południu, co okazało się błędem, o
czym później. Tam, jako pierwszy cel podróży wybraliśmy dawną
kopalnię złota, której wówczas nie mieliśmy okazji zobaczyć,
gdyż nie była jeszcze udostępniana do zwiedzania. Dziś dostępnych
jest tam kilka podziemnych tras i innych atrakcji. My zdecydowaliśmy
się na „Sztolnię Gertrudy” i „Sztolnię Czarną”.
Zanim
tam weszliśmy przewodnik opowiedział nam o historii kopalni, której
początki sięgają XII wieku (pierwszy zapis pochodzi z 1275 roku).
Pierwszymi właścicielami byli Cystersi z Kamieńca Ząbkowickiego,
ale przez następne lata kopalnia zmieniała swoich właścicieli.
Także jej losy, jak i miejsca pozyskania złota były bardzo różne.
Dopiero XVI wiek przyniósł rozkwit górnictwa złota i miasta, choć
tylko na 100 lat, bo kolejny wiek to liczne wypadki w kopalni,
zarazy, z których największa pochłonęła ponad 1000 osób oraz
wojny rujnujące miasto i kopalnię. Dopiero przybycie w 1679 roku
alchemika Hansa Schärffenberga przyniosło zmianę, gdyż opracował
on metodę odzyskiwania arszeniku z rud arsenowych znajdujących się
w kopalnianych złożach. W ten sposób Złoty Stok na sto lat stał
się głównym światowym dostawcą arszeniku, który był używany
m.in. w ówczesnym lecznictwie. Jednak i to wydobycie miało swój
kres. Dopiero pod koniec XIX wieku, gdy opracowano tańszą metodę
produkcji złota, wznowiono jego wydobycie w Złotym Stoku. Nie
przerwała tego II wojna światowa. Prace górniczo-hutnicze w Złotym
Stoku zakończono w 1962 roku i kopalnia w krótkim czasie została
zalana przez wody gruntowe. Po 35 latach od tamtej decyzji
postanowiono udostępnić część kopalni zwiedzającym. Nastąpiło
to w 1996 roku, kiedy oddano do zwiedzania wspomniane powyżej dwie
sztolnie. W 2008 roku udostępniono kolejną sztolnię „Czarną
Dolną”.
Jak
wspomniałem, za cel zwiedzania obraliśmy „Sztolnię Gertrudy” i
„Sztolnię Czarną”. Wejście do tej pierwszej znajdowało się w
kompleksie mieszczącym także muzeum minerałów, restauracje i
kasy. Ze „Sztolnią Gertrudy” wiąże się legenda, według
której żona jednego z zasypanych górników – Gertruda – weszła
do kopalni szukać męża i niestety sama w niej już została. Nie
odnaleziono też zasypanych górników. Gdy wchodziliśmy do sztolni
na dworze było ok. 300C, zaś w sztolni poniżej 100C,
ale byliśmy na to przygotowani. Udostępniony odcinek miał tylko
500 m długości, ale pozwalał poznać warunki pracy, tym bardziej,
że wyeksponowano także niektóre stare narzędzia, np. wózek do
wywozu urobku.
Po
wyjściu na powierzchnię udaliśmy się do „Sztolni Czarnej”. Po
małej wspinaczce mijając park linowy zrobiony w dawnej kopalni
odkrywkowej, stanęliśmy przy wyjściu do sztolni. Tu po pokonaniu
schodów wiodących w dół sztolni stanęliśmy przed mającym 8 m
wysokości podziemnym wodospadem, jak mówił przewodnik, jedynym
takim w Polsce.
Po
pokonaniu kolejnego odcinka tunelem wykutym w skale, czekała nas
kolejna niespodzianka -przejażdżka podziemną kolejką, która
wywiozła nas do wyjścia.
Po
wędrówce w podziemiach okazało się, że zabraknie nam czasu na
zwiedzenie Średniowiecznego Parku Techniki, gdyż koniecznie
chcieliśmy pojechać do miasta. Gdy wjechaliśmy do niego i
zatrzymaliśmy się na rynku, nastąpiła konsternacja. Okazało się,
że żadne z nas nie zapamiętało miasta z 1970 roku. Gdzie była
szkoła, w której mieliśmy swoje zimowisko? Gdzie był stok
narciarski, na którym tak zawzięcie jeździłem na nartach.
Poruszaliśmy
się tak, jakbyśmy byli w tym miejscu po raz pierwszy. Dopiero
rozmowa z napotkaną na rynku miasta mieszkanką Złotego Stoku
pozwoliła na ustalenie lokalizacji „naszej” szkoły. Było to
niedaleko, ale samochodem musieliśmy objechać centrum, aby kierując
się widokiem wieży kościoła dojechać we wskazane miejsce. Tu z
pomocą przyszła kolejna mieszkanka Złotego Stoku. Ona pamiętała
kolonie i zimowiska, jakie się tu odbywały i wskazała budynek
szkoły.
Dziś
już nie ma w nim szkoły, a budynek jest obecnie domem mieszkalnym.
Nie mogliśmy więc obejrzeć jego wnętrza, ale wspomnienia odżyły
w dwójnasób. Przypomniały się nam różne wydarzenia, jakie miały
wówczas miejsce, wspominaliśmy uczestników tamtego zimowiska. Z
kilkoma z nich utrzymujemy kontakty do dziś. Po spacerze czas
nakazywał powrót do Polanicy, jako że zbliżała się pora
kolacji. Udaliśmy się w drogę powrotną, planując kolejny wyjazd,
tym razem do Wambierzyc, w których też wówczas w 1970 roku
byliśmy, ale zachował nam się w pamięci jedynie widok wysokich
schodów wiodących do kościoła i ruchoma szopka. Jednak o
Wambierzycach opowiem w następnej relacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga! Ze względu na dużą ilość komentarzy spamerów każdy nowy komentarz pojawia się dopiero po zatwierdzeniu przez moderatora. Prosimy nie wpisywać komentarza ponownie.